piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 4

Wyczułam, że ktoś się na mnie patrzy. Tyko kto? Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam moją kuzynkę Monicę. Byłam szczęśliwa, a zarazem zła na nią.
- Monica!? - krzyknęłam i podbiegłam do niej. Już miała rozłożyć ręce do uścisku, ale ją odepchnęłam.
- Och.. Glor, znowu się widzimy. - podskoczyła ze szczęścia. Nie lubiłam jej, bo zawsze dobierała mi albo chłopaków, albo przyjaciółki i raz prze nią Ruffian mogła stracić życie, bo "nie chciała najechać na druty kolszaste". Prychnęłam i odwróciłam się napięcie. Trochę sztywnym krokiem podeszłam do Pani Teresy.
- Glorie skarbie, mówię ci to pierwszej, więc nie mów nikomu. Za niedługo przyjadą nowe konie, ponieważ odkupiliśmy je. Ten budynek z tyłu to nowa stajnia, jest w niej 5 miejsc, a koni 6, więc będziemy musieli coś zrobić. - podniosłam głowę, a mój wzrok powęrdował na sylwetkę Luke'a, który właśnie przejeżdżał obok nas.
- Może Dolonga, bo ma duży boks to będzie mieszkała na tym wybiegu, przecież jest tam domek i małe jeziorko. - ciągnęłam.
- Super! To mam prośbę, mogłabyś ją już przenieść? Ja wtedy zajmę się resztą. - pokiwałam głową i pobiegłam do Dolongi. Jako jedyny kucyk miała boks tam gdzie duże konie. Wzięłam uwiąz i założyłam jej kantar.  Zaprowadziłam ją i poszłam do Ruffian. Obok jej boksu stała Monica i uśmiechała się sztucznie.
- Spadaj od mojego konia! - zawołałam od progu, bo boks klaczy jest na końcu stajni. Dziewczyna z przestraszenia podskoczyła i z rąk wypadło jej moje ogłowie i siodło.
- Podnoś to! Nie pozwolę ci na niej jeździć! - wrzasnęłam i sprzedałam jej siarczysty policzek. Złapała się za niego i podała mi sprzęt. Po kilku sekundach zauważyłam, że nie ma czapraka.
- Chciałaś na niej jeździć bez czapraka!? - teraz to mnie zdenerwowała. - Ty... - nie dokończyłam, bo weszła Pani Tresa. Położyłam sprzęt na koźle poszłam po czaprak i nausznik. Przy okazji wzięłam toczek i zapięłam go. Planowałam zrobić Ruffian krótką lonże, bo nie była dzisiaj na pastwisku, a tylko godzinkę jeździłam. Osiodłałam ją i zapięłam popręg. Wzięłam jeszcze bata i ruszyłyśmy. Wydłużyłam "sznurek" na całość,  trzymając końcówkę. Tak postępowałyśmy chwilkę, zakłusowałyśmy i znów stęp i kłus i trochę galopu. Na koniec wsiadłam na nią, skoczyliśmy okserka (60 centymetrów) i stacjonatę (80 centymetrów). Tak  minęła godzinka. Wszyscy skończyli i  odprowadzili konie, łącznie ze mną. Przeczyściłam ją i poszłam odłożyć i wyczyścić sprzęt. Po 30 minutach weszłam do dworku skierowałam się do mojego pokoju. Jednak na schodach ktoś mnie zatrzymał.
- Co.. - jęknęłam i odwróciłam się.
- Glorie, pojedziesz ze mną do miasta, bo muszę sobie kupić czarne bryczesy. - poprosił Luke.
- Okej, a która jest? - zapytałam.
- Około 13-14. - odpowiedział.
- Ok szybko się przebiorę. - mruknęłam i pobiegłam do góry. Ubrałam TO i wyszłam. Chłopak już czekał przed autem. Wsiadłam i zapięłam pas. Byliśmy tam około godziny. Gdy wchodziliśmy do auta zaczepił nas....

----------------------------------------------
Hej, hej, przepraszam, przepraszam! Dłuuugo czekaliście na ten rozdział jest do dupy i chyba usunę zakładkę "konie" albo chociaż te konie szkółkowe, nie wiem... Jak myślicie kto ich zaczepił?



czwartek, 9 października 2014

Rozdział 3

Stali tam rzeźnicy. Tak, pamiętam ich od dwóch lat. Chcieli porwać Ruffian. Podbiegłam tam i stanęłam przed nimi.
- Czemu tu  szukacie? - warknęłam.
- O.. Glorie, chcemy kupić konia, za 20 tysięcy. Który jest na sprzedaż? - zapytał.
- Żaden i  spadajcie, bo wezwę właścicielkę. - mruknęłam głośno. Westchnęli i poszli do auta. Wyjęli wielki nuż i podeszli do mnie.
- Co pan chce zrobi... - nie dokończyłam, bo podłożył mi nuż pod gardło. z dworu wyszli chłopcy, wykorzystałam sytuacje gdy nikt nie patrzył i uciekłam do stajni. Odsapnęłam z ulgą, ale ciągle się bałam o Luke'a i Aleksandra. Powoli podeszłam do drzwi stajni. Wyjrzałam i zobaczyłam odjeżdżające auto. Chłopacy siedzieli na ławce obok stajni. Przysiadłam się.
- Dziękuję. - uśmiechnęli się do mnie. Skierowałam się w stronę dworku. Weszłam do środka,a za mną chłopacy. Wszyscy tam byli.
- Słuchajcie. - zaczęła Pani Teressa. - Dzisiaj  o 12 i 16 będzie jazda, bo mam wolny czas i mogę trochę pokierować. Więc, macie godzinkę na przygotowanie koni, Luke, pojeździsz na Rewusie, a ty Brayan na Rewii i jeszcze Sophie na Debbie tak?
- Ok. - powiedzieliśmy chórem. Jako pierwsza wyszłam i pobiegłam do Ruffian. Wzięłam uwiąz i jej kantar (stary muszę kupić jej nowy). Przywiązałam ją do  czyszczenia na dworze i poszłam do siodlarni  po sprzęt. Położyłam siodło ujeżdżeniowe (moje) i czaprak (To) na koźle, a ogłowie powiesiłam na haku. Poszłam po moją skrzynkę ze szczotkami i wyczyściłam Ruffian zajęło mi to dobre 40 minut. zabrałam się za siodłanie. Położyłam czaprak i jeszcze kożuszek. Założyłam siodło i zapięłam  popręg (również z kożuszkiem. Zostało mi głowie, więc zaraz się za to zabrałam. Od razu wzięła wędzidło i zapięłam wszystkie paski. Ubrałam jej jeszcze nauszniki i owijki. Prawie bym zapomniała o podogoniu. Popędziła po nie. Założyłam i zapięłam je. Zostało mi kilka minut więc postanowiłam zobaczyć co u reszty. Wszystkich już "obleciałam",  ale została mi Sophie. Zajrzałam do niej. Była cała zapłakana, a obok stała wyczyszczona, ale nie osiodłana Debbie.
- Sophie, nie płacz już ci pomagam. - pomogłam dziewczynce wstać i szybko osiodłałyśmy kucyka. Skończyłyśmy akurat o 12.
- Dziękuję Ci, Glorie. - pokiwałam głową i pobiegłam do mojej klaczy. Miałam lekką zadyszkę, ale mi przeszła. Po kilku minutach przyszła Pani Teressa.
- Chodźcie dzieci. - powiedziała. Zrobiło się troszkę chłodno, więc wzięłam bluzę, która wisiała na boksie Ruffian. (zostawiłam ją tam z lenistwa). Zapięłam na guziki i odwiązałam Ruffijj. Jako pierwsza odeszłam ze stanowiska. Skierowałam się na ujeżdżalnie. Niesamowite, była taka duża, a do każdego jej zakątka docierał głos instruktorki. Zatrzymałam konisia (<3) i zrobiłam sobie strzemiona. Na 11 dziurkę. Miałam najkrótsze (nie licząc Sophie) nogi z całek "ekipy". Wsiadłam na klacz. Ruszyłam ją. Pochyliłam się sprawdzając popręg. Kobyła podniosła wysoko głowę, ponieważ zauważyła zająca biegającego na łące (obok stajni nie pastwisko). Zaśmiałam się i wjechałam do środka. Zrobiłam to co miałam zrobić i ruszyłam. Wszyscy się już znaleźli na ujeżdżalni. Pani Teressa wzięła Sophie na lonżownik obok ujeżdżalni, żeby nie przeszkadzać w środku. (Nie miała lonży przyczepionej, chodziła luzem po kole.) Robiliśmy wolty, przecinanie ujeżdżalni i półwolty. W końcu nadszedł czas na kłus. Zacisnęłam lekko łydki i ruszyłam, Ruffian, była bardzo szybka więc musiałam ją zwalniać. Szcęście, że można robić wolty, bo bym stępowała. Wjechałam na ogon Rewusa. Już miałam zrobić woltę, gdy wałach przede mną kopnął kobyłkę i ta stanęła dęba. Brykała mi i była bardo spanikowana. Po chwili zaczęła strzelać barany i wbijać zadem. Rewus znów się zamachnął i je stralił,ale tym razem nie trafił i jeszcze bardzie się zezłościł. Klacz zaczęła mi galopować i brykać. Na jednym z zakrętów Ruffi za mocno zarzuciła łbem, bryknęła i spadłam na głowę. Koń zatrzymał się i podszedł do mnie. Strasznie zabolał mnie kark, ale nic się nie stało, instruktorka podbiegła do mnie i pomogła wstać.
- Wszystko okej? - zapytała. Pokiwałam głową na tak i wsiadłam na Ruff. Postępowaliśmy chwilkę i Pani Teressa powiedziała, że ja mogę pojechać na łąki, bo się boi.
- Dobrze. - pomachałam im na pożegnanie i zagalopowałam w stronę łąk. Minęła ta godzina i konik był już zmęczony. Postanowiłam zrobić ostatni galop i wrócić szybciej do stajni. Przy okazji skoczyła kłodę i zaliczyła potknięcie. Rozstępowałam ją i zsiadłam z klaczy. Instruktorka podeszła do mnie na chwilkę.
- Kochanie, jakbyś mogła do przelonżuj Pimka, bo ostatnio rzadko chodził. - powiedziała szybko i poszła z powrotem na ujeżdżalnię. Szybko rozsiodłałam Ruffian i przeczyściłam ją lekko, aby nie miała zaklejek. Zamknęłam boks i poszłam wyczyścić czaprak. Po chwili odłożyłam o i resztę sprzętu, łącznie z umytym wędzidłem. Przy okazji wzięłam siodło i resztę potrzebne do Pimpka. Przywiązałam go w boksie, żeby mi nie łaził, bo bardzo to lubi robić. Nie miałam z nim problemu, więc wyczyściłam go szybko. Osiodłany i czysty kucyk ruszył za mną na padok. Po drodze wzięłam lonże i bata. Przyczepiłam "sznurek" do niego i szłam dalej.
- Pani Teresso, ja go tu przelonżuję nie będę wchodzić wam na ujeżdżalnie. - zawołałam i wydłużyłam lonże, aby kucyk mógł odejść. Strzeliłam lekko batem żeby szedł żwawiej, ale kucyk za miast tego zaczął brykać i prawie siodło mu spadło. Podeszłam do niego, poprawiłam sprzęt oraz podpięłam mocniej popręg, ponieważ mogłam mu pięść włożyć. Po zrobionej "robocie' wydłużyłam znów lonże i złapałam porządnie bata. Cicho strzeliłam, aby sprawdzić czy jeszcze raz tak zrobi, na szczęście nie. Powtórzyłam czynność, ale mocniej. Nic. Jeszcze raz i nic. Pokiwałam głową i popędziłam go o kłusa. Pimpek miał w sobie za dużo energii, bo zaczął galopować. Westchnęłam cicho i "obracałam" się w kółko. Po jakichś 20 minutach ostrego galopu przeszedł do stępa. Miał zadyszkę i  mogło mu się w głowie kręcić, więc postanowiłam zmienić kierunek. Podszedł do mnie a ja naprowadziłam (?) go w drugą stronę. Dałam mu trochę odsapnąć i zacmokałam. Ruszył kłusem, ale bardzo wolnym. Przewróciłam oczami i popędziłam go batem. Po 30  minutach lonżowania nie chciało mi się już stać w miejscu i kręcić w kółko, więc odstawiłam go do boksu. Odetchnęłam z ulg, gdy już rozsiodłałam Pimpka i odłożyłam sprzęt. Usiadłam na płotku ujeżdżalni i wpatrywałam się w jazdę. Nie słuchałam co mówi pani Teressa. Moją największą uwagę przykuł Luke, który męczył się na Rewusie, a wałach chciał  ciągle mu galopować. Wszyscy patrzyli na niego z podziwem, ponieważ koń chciał mu ciągle galopować, brykać i strzelać barany. Przewróciłam oczami bez żadnego zainteresowania. Chociaż miałam ochotę na niego patrzeć.

-------------------------------------
Maci wkońcu ten bardzo wycekany rozdial. Pisałam go tak długo, bo nie miałam pomysłu co mogło się dalej dziać, jeżli macie jakieś pomysły, to proszę (!) piszcie w komach,albo na gmailu. Może jest do dupy, ale napisałam :3 Do zobaczenia (następny będzie szybciej xd)








środa, 3 września 2014

Rozdział 2

Powolnym ruchem zeszłam z łóżka. Otworzyłam drzwi. Stanął w nich obcy mi chłopak. Uśmiechał się ukazując swoje dołeczki.
- Czego chcesz? - zapytałam oschle.
- Jedziemy na rampy. Może... - nie dałam mu dokończyć.
- Nie, nie chcę marnować na to czasu.. - zatkał mi usta palcem. Wziął moją dłoń i zaprowadził na dół. Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Chłopak był bardzo silny. Na kanapie siedziała Klara. Z jej oczu leciały łzy. Przytulona była do poduszki, a ta była cała morka. Miałam ochotę ją przytulić, ale przypomniało mi się co mi zrobiła. Dziewczyna odwróciła wzrok na mnie. Podeszła o mnie i chciała przytulić. Odepchnęłam ją, że usiadła na fotelu. Spojrzała na mnie pytająca. W jej oczach zobaczyłam smutek i trochę złości.
- Klara, proszę cię dobra? Myślisz, że teraz tak rzucę ci się w ramiona? To się grubo mylisz. - warknęłam w jej stronę. Moja "przyjaciółka" zaczęła jeszcze głośnie szlochać. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się.
- Jakby co jestem Luke. - powiedział mój nowy znajomy. Rzuciłam mu złowrogie spojrzenie i poszłam do stajni. Siedziałam tak w boksie Ruffian. Nagle zauważyłam, że pochyla się nade mną jakaś kobieta. Spojrzałam na nią.
- Glorie, proszę przyprowadzić wszystkie konie z pastwisk. - powiedziała Pani Teressa.
- Jestem Glor. - mruknęłam cicho.
- Coś mówiłaś? - zapytała.
- Nie. - burknęłam i wzięłam uwiązy. Na początek poszłam po kuce, później ogiery, a na końcu wałachy i klacze.Westchnęłam głośno i zamknęłam ostatni boks. Po skończonej pracy była godzina 21. Poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę z sałatą i masłem. Zjadłam ją bardzo szybko. Zmyłam talerzyk i posprzątałam po sobie. Nie byłam zmęczona, ale nie tryskałam też energią.
- Hej Glor. - powiedział jakiś chłopak. "Jakiś". Znałam ten głos.
- Luke. - westchnęłam cicho. - Cześć. - poszłam do pokoju. Włączyłam telefon. Zobaczyłam, że mam dwie wiadomości. Jedna od Klary:
Przepraszam Glorie... Wybacz mi.
Zignorowałam ją i otworzyłam drugą. Od nieznanego numeru. Było w niej napisane:
W ciągu tych trzech dni zginiesz. Nigdy więcej nie zobaczysz koni i swoich przyjaciół. 
Zaśmiałam się i usunęłam ją. Dupa mnie to obchodzi, potrzebuję tylko Ruffian i... Przyznam Klarę. Usiadłam na łóżku. Pomyślałam przez chwilkę. Wstałam i pobiegłam do pokoju moje przyjaciółki. Zapukałam. Bez pytania weszłam do środka i popatrzałam na przyjaciółkę. Miała przekrwione oczy i była cała mokra od łez. Obok niej siedział Luke. Tak LUKE! oni.... Całowali się!? Przerwałam ich pocałunek. Otworzyłam szeroko oczy. 
- Klara przyszłam c powiedzieć, że wybaczam ci, ale nie tak łatwo będzie o tym zapomnieć. - powiedziałam i rzuciłam ostrzegające spojrzenie Luke'owi. Wyszłam. Usiadłam w kącie na korytarzu i schowałam głowę w kolanach. Poczułam jak ktoś mnie przytula od boku. Pomyślałam, że to Klara. Podniosłam łeb (xd) i spojrzałam w oczu temu komuś, nie za bardzo go widziałam , bo było ciemno. Jego twarz się zbliżała, aż w końcu.... Ta osoba, albo raczej chłopak, złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Nie odwzajemniłam go, tylko odepchnęłam tą osobę i uderzyłam w policzek z otwartej ręki. Usłyszałam syknięcie. Wstałam i zapaliłam światło. W kącie siedział Luke. Podeszłam do niego i uderzyłam jeszcze raz.
- Czy się pojebało! Tam całujesz Klarę, a teraz mnie!? Jesteś zwykłym dupkiem! - wykrzyczałam. Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Zdenerwowana szybkim krokiem poszłam do mojego pokoju. Byłam zła na Luke'a. W tym całym zamyśleniu zasnęłam. Obudziłam się bardzo wcześnie. Była 8:00. Ubrałam się:
 (Bez kasku)
Założyłam na to bluzę i poszłam do kuchni. Nie byłam głodna więc tylko wypiłam kawę i poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie fryzurę i umyłam zęby. Wyszłam na dwór. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przy stajni stali...


------------------------------------------------------
Hejka! Wiem, długo mnie nie było, nie dodałam rozdziału, ale to dlatego, że byłam na obozie konnym. Przepraszam, że rozdział jest do dupy, ale nad następnym się postaram i rozdziały będą raz/dwa razy w tygodniu. Dzięki paaa!







wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 1

Wesołe rżenie Ruffian wyrwało mnie z myśli. Ocknęłam się i dalej siodłałam konia. Gdy skończyłam oporządzać klacz, przyjechała jakaś mała dziewczynka z tatą.

- Czy możesz po oprowadzać moją córkę? - zapytał jej ojciec.
- Zapytajcie się instruktorki nie mnie. - odpowiedziałam oschle. Pan spojrzał na mnie i odwrócił się bokiem.
- Popilnuj jej. Zaraz przyjdę. - rzucił i poszedł w kierunku "dworku".
- Jestem Jessica, a ty? - zapytała mnie dziewczynka.
- Słuchaj, bądź tak miła i odczep się ode mnie tak? Jak nie to już nigdy nie pozwolę ci postawić tu swojej zasranej nogi. - uśmiechnęłam się sarkastycznie. Po chwili zeszła do nas pani Teressa.
- Glorie, proszę żebyś oprowadziła tę dziewczynkę trzy razy, po ujeżdżalni na Polance, albo jakimś kucyku. Dobrze? - zapytała.
- Ale ja właśnie chciałam pojeździć na Ruffian. - oburzyłam się.
- Pojeździsz później, teraz masz zająć się Jessicą. - powiedziała stanowczo instruktorka i wyszła. Westchnęłam tylko i odstawiłam klacz do boksu. Rozsiodływałam ją jak najdłużej umiałam. W końcu zamknęłam boks i poszłam po sprzęt do Polanki. Była najgrzeczniejszym kucykiem. Może to dlatego, że też trochę leniwym, ale zawsze coś. Oporządziłam klacz i wyszłam z nią przed stajnię. Jessica była gotowa. Miała na sobie toczek i ubrane porządne buty, spodnie. Szłam więc w kierunku ujeżdżalni. W środku zamknęłam bramkę i zatrzymałam kuca.
- Wsiadaj. - powiedziałam obojętnie. Dziewczynka zrobiła to co kazałam. Z moją pomocą.
- Możemy porobić jakieś ćwiczenia? - zapytała słodkim głosikiem.
- Przytul Polankę. - rozkazałam i szłam dalej.
- Coś jeszcze? - dopytywała z zaciekawieniem.
- Możesz... Jechać bez dwóch rąk. - rzuciłam w jej stronę. W tym samym czasie, jej tata robił nam zdjęcia. Zrobiłam już trzy okrążenia. Stanęłam w środku i poklepałam klacz. Jessica zeszła i podziękowała mi. Nie odpowiedziała tylko od razu zaprowadziłam kuca do stajnie. Szybko ją rozsiodłałam i zabrałam się za Ruffian. Tym razem mi się udało. Gdy miałam wyprowadzać mojego konia przyszedł ojciec małej.
- Masz zapłatę. - podał mi.
- To instruktorce. - pokazałam stojącą za stajnią Panią Teressę. Na ujeżdżalni szybko wsiadłam na konie i przełożyłam bata. Kilka przeszkód było rozstawionych. Najpierw chciałam się trochę rozruszać, więc przycisnęłam łydki i pokłusowałam chwilkę. Przeszłam do  stępa i pokonałam drążki. Zrobiłam woltę i przecięłam ujeżdżalnie. Zmieniłam kierunek i za kłusowałam. Po chwili docisnęłam mocno łydy i koń pobiegł galopem. Ruffian, była najlepiej skaczącym koniem w stajni. Przynajmniej tak mówiła Pani Teressa. Dlatego skierowałam ją na przeszkodę i popędziłam trochę batem. Przyśpieszyła jeszcze i pięknie przeskoczyła okser.  Następna była koperta, potem stacjonata i na koniec mur. Przyznaję troszkę się bałam na końcu, bo to aż 130 centymetrów. Ale z łatwością klacz przeskoczyła przeszkodę. Przeszłam do kłusa, a po chwili do  stępa. Ruffi była zmęczona, więc występowałam ją, a potem poszłyśmy w stronę stajni. Instruktora kazała mi wypuścić konie. Wypuściłam Ruffian, Syrenkę, Pompla, Zefira, Rawię, Ritę i Rewusa. Na koniec zostawiłam Rewusa, Junaka i Begonię. Imicha i Polaka wypuściłam na inne pastwisko, ponieważ są ogierami. Wszystkie kuce (oprócz ogierów) pasały się na trzecim pastwisku, a ogierki na czwartym. Jeszcze puste zostały trzy pastwiska. Ale to na "czarną godzinę". Zastanawiałam się gdzie jest Klara, Luke i reszta. Pewnie do miasta pojechali. Skierowałam się w stronę mojego pokoju.

W środku przebrałam się w czyste ubrania. Uczesałam włosy. Przeszłam się chwilkę po lasku obok. Wypuściłam psy z domku. Czekałam, czekałam, aż w końcu się doczekałam na Klarę.
- Hej! - krzyknęła, gdy mnie zobaczyła.
- Cześć. - powiedziałam. Obdarzyła mnie ciepłym i szerokim uśmiechem ukazując swoje piękne białe zęby. Odwzajemniłam gest, ale zrobiłam to prawie niewidocznie, przez co moja przyjaciółka zesmutniała. Nagle jednak na mojej twarzy rozkwitł wielki uśmiech. 
- I taką Glor lubię. - zaśmiała się Klara. 
- Dzięki. - powiedziałam. - Konie są wypuszczone na pastwisko, więc nie pojeździsz. 
- Eeee tam! Przecież możemy popatrzeć jak się pasają albo coś. - poklepała mnie po ramieniu. 
- W ogóle gdzie byłaś? - zapytałam. 
- W sklepie, bo musiałam kupić nowy czaprak dla Pompla, bo tamten się sprał. - wyjaśniła. Wyjęła zza pleców zakup i mi go pokazała. Był piękny. Pokiwałam głową.
- Eskadron. - pomyślałam na głos.
- Tak, kosztował tylko kilka stówek. - spojrzałam na nią.
- TYLKO!? - krzyknęłam.
- Tak, spokojnie, nie kupiłam z pieniędzy stadniny. - ona także się trochę uniosła.
- To dobrze, bo wcale nie jesteśmy jedną z tych bardzo "bogatych" stadnin. - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Boże! Przestań Glorie z tym dobra!? Nic złego nie zrobiłam, ja jestem bogata, a nie biedna  jak ty! - wykrzyczała mi w twarz. Kilka łez zakręciło mi się w oczach.
- Jesteś okropna! - wrzasnęłam.
- Glor ja.. - nie słuchałam jej już, ponieważ odbiegłam. "Poleciałam" do pokoju i zatrzasnęłam drzwi bardzo głośno. Rzuciłam się na łóżko i tak leżałam przez dwie godziny. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

--------------------------------
Hej kochani! Koniec dzisiejszego rozdziału. To mój pierwszy, więc proszę bez hejtów. Mam nadzieję, że ktoś achęci się to czytania mojego bloga. To na tyle! Pa.

Jeszcze jedno pytanie. Jak myślicie, kto zapukał do drzwi Glorie?